Jan Kochanowski - Pieśń świętojańska o Sobótce [Panna VII]
Prózno cię patrzam w tym kole:
Twoja, miły, rozkosz pole;
A raczej źwierz leśny bijesz,
Niż tańcujesz albo pijesz.
Ja też, bym nabarziej chciała,
Trudno bym się zdobyć miała
Na lepszą myśl; bo po tobie
Serce zawżdy teskni sobie.
Wolałabym też tym czasem
Gdziekolwiek pod gęstym lasem
Użyć z tobą towarzystwa,
Pomogę ja i myślistwa.
Czego miłość nie przywyknie?
Już ja trafię, gdy pies krzyknie,
Gdzie zajeżdżać zającowi
Mając charty pogotowi.
A kiedy rzucisz sieć długą,
Jeslić się swoją posługą
Ni nacz więcej nie przygodzę,
Niech za tobą smycz psów wodzę!
Żadna gęstwa, żadne głogi
Nie przekażą mojej drogi;
Tak lato jako śrzeżogę
Przy tobie ja wytrwać mogę!
Albo, mój myśliwcze, tedy
Pokwap’ się do domu kiedy;
Albo mnie ciężko nie będzie
Ciebie naszladować wszędzie!