Jan Polkowski - Odwiedzają mnie czasami
Odwiedzają mnie czasami:
pierwszy przychodzi Wat otulony
w gruby płaszcz, tam, w niebie, zimno
- mówi i rozciera schorowane ciało.
Wchodzi Wierzyński, milkniemy,
w jego książęcych oczach tli się
dumna rozpacz, wysokie łąki
Rusi Karpackiej w fioletowych ornatach,
stryj, ranny ryś, pył latawców.
Szabli, krzyczy Lechoń, szabli, pokażę
tym chamom, długo go trzeba uspokajać
i tłumaczyć wszystko od początku.
Później przychodzi Wittlin i ci
z głębi czasu, wypełnieni
niezniszczalną wiarą.
Siedzimy, gadamy, pijemy wódkę,
nawet śpiewamy trochę.
No dobrze, powiadam,
ale mówcie panowie co słychać
w Polsce?