Jan Andrzej Morsztyn - Do trupa
Leżysz zabity i jam też zabity,
Ty – strzałą śmierci, ja – strzałą miłości,
Ty krwie, ja w sobie nie mam rumianości,
Ty jawne świece, ja mam płomień skryty,
Tyś na twarz suknem żałobnym nakryty,
Jam zawarł zmysły w okropnej ciemności,
Ty masz związane ręce, ja wolności
Zbywszy mam rozum łańcuchem powity.
Ty jednak milczysz, a mój język kwili,
Ty nic nie czujesz, ja cierpię ból srodze,
Tyś jak lód, a jam w piekielnej śreżodze.
Ty się rozsypiesz prochem w małej chwili,
Ja się nie mogę, stawszy się żywiołem
Wiecznym mych ogniów, rozsypać popiołem.
Interpretacja
Wiersz Jana Andrzeja Morsztyna Do trupa został zbudowany na szokującym koncepcie. Podmiot porównuje w nim bowiem swoją sytuację – zakochanego mężczyzny z sytuacją zmarłego. Kieruje on więc swój liryczny monolog do trupa, którego stan jawi się mówiącemu jako lepszy, bo uwolniony od doczesnych żądz. Całość zbudowana jest na zasadzie kontrastujących ze sobą stanów: „Leżysz zabity i jam też zabity,/Ty - strzałą śmierci, ja - strzałą miłości”.
Ten pozornie dający się wytłumaczyć początek utworu zmienia swój charakter już w trzecim wersie, kiedy podmiot przeciwstawia swój stan ze stanem zmarłego, wyraźnie doceniając jego sytuację: „Ty krwie. ja w sobie nie mam rumianości./Ty jawne świece, ja mam płomień skryty.” Morsztyn w swoim utworze dochodzi do przerażającej konstatacji, twierdząc, że miłość prowadzi do śmierci, nie fizycznej a duchowej. Człowiek nieszczęśliwie zakochany staje się więc upiorem balansującym na granicy dwóch światów. Motyw ten wykorzysta później Mickiewicz w IV części Dziadów, konstruując postać nieszczęśliwie zakochanego Gustawa – żywego trupa.
„Bohater” barokowego sonetu wyjaśnia swoją tragiczną sytuację, twierdząc, iż w przeciwieństwie do miłości śmierć przynosi ukojenie i spokój: „Ty jednak milczysz, a mój język kwili,/Ty nic nie czujesz, ja cierpię ból srodze,/Tyś jak lód. a jam w piekielnej śreżodze.” Miłość jest bowiem żywiołem, wobec którego człowiek czuje się bezradny. Nieodwzajemnione, nieszczęśliwe uczucie prowadzi człowieka do rozpaczy („Jam zawarł zmysły w okropnej ciemności”) i szaleństwa („Zbywszy mam rozum łańcuchem powity”).
Nagromadzone w utworze antytezy ukazujące paradoks sytuacji, w której zmarły jest szczęśliwszy od żyjącego, prowadzą do konkluzji zawartej w ostatniej strofie. Według niej nie można uciec od uczucia, które jest nieprzemijające: „Ty się rozsypiesz prochem w małej chwili,/Ja się nie mogę, stawszy się żywiołem/Wiecznym mych ogniów, rozsypać popiołem”.