Bolesław Leśmian - Urszula Kochanowska
Gdy po śmierci w niebiosów przybyłam pustkowie,
Bóg długo patrzał na mnie i głaskał po głowie.
„Zbliż się do mnie, Urszulo! Poglądasz, jak żywa...
Zrobię dla cię, co zechcesz, byś była szczęśliwa.”
„Zrób tak, Boże – szepnęłam – by w nieb Twoich krasie
Wszystko było tak samo, jak tam – w Czarnolasie!” –
I umilkłam zlękniona i oczy unoszę,
By zbadać, czy się gniewa, że Go o to proszę?
Uśmiechnął się i skinął – i wnet z Bożej łaski
Powstał dom kubek w kubek, jak nasz – Czarnolaski.
I sprzęty i donice rozkwitłego ziela
Tak podobne, aż oczom straszno od wesela!
I rzekł: „Oto są – sprzęty, a oto – donice.
Tylko patrzeć, jak przyjdą stęsknieni rodzice!
I ja, gdy gwiazdy do snu poukładam w niebie,
Nieraz do drzwi zapukam, by odwiedzić ciebie!”
I odszedł, a ja zaraz krzątam się, jak mogę –
Więc nakrywam do stołu, omiatam podłogę –
I w suknię najróżowszą ciało przyoblekam
I sen wieczny odpędzam – i czuwam – i czekam...
Już świt pierwszą roznietą złoci się po ścianie,
Gdy właśnie słychać kroki i do drzwi pukanie...
Więc zrywam się i biegnę! Wiatr po niebie dzwoni!
Serce w piersi zamiera... Nie!... To – Bóg, nie oni!...
Interpretacja
Utwór Bolesława Leśmiana "Urszula Kochanowska" pochodzi z tomiku "Napój cienisty" (1936 r.). Sytuacja liryczna tworzy osobliwy klimat. Oto zmarła ukochana córka Jana Kochanowskiego znajduje się w niebie. Wbrew powszechnym oczekiwaniom nie czuje się jednak szczęśliwa. Pomimo tego, iż obcuje z samym Bogiem, tęskni za rodzicami, których pozostawiła na ziemi. Prosi więc Stwórcę, aby odtworzył w niebiosach rodzinny dom, a wraz z nim przeniósł jej bliskich:
"Zrób tak, Boże - szepnęłam - by w nieb Twoich krasie
Wszystko było tak samo, jak tam - w Czarnolasie!"
Rozczarowanie przynoszą jednak ostatnie wersy utworu, kiedy zamiast utęsknionych ojca i matki do drzwi dworu puka Bóg...
Już świt pierwszą roznietą złoci się po ścianie,
Gdy właśnie słychać kroki i do drzwi pukanie...
Więc zrywam się i biegnę! Wiatr po niebie dzwoni!
Serce w piersi zamiera... Nie!... To - Bóg, nie oni!...
Leśmian polemizuje więc w liryku z samym mistrzem z Czarnolasu, który w "Trenie XIX albo śnie" przywołuje spotkanie z duchem swojej matki, zapewniającym, iż Urszula jest szczęśliwa w zaświatach. Ta jednak wizja zostaje zburzona. Okazuje się bowiem, że dziecko odczuwa tęsknotę i smutek z powodu rozłąki z ukochanymi rodzicami i domem, w którym wzrastało. Mało tego, obraz samego Boga budzi dość ambiwalentne odczucia. Z jednej strony spełnia On marzenia dziecka i pragnie, by było szczęśliwe, z drugiej jednak daje mu złudną nadzieję na zobaczenie bliskich.
Utwór Leśmiana stanowi więc ciekawą formę etycznego sporu z Janem Kochanowskim, którego treny okazały się nie tylko ukonkretnioną formą poczucia żalu i straty, ale i swoistym traktatem filozoficznym.