Krzysztof Koehler - Powoli zapada zmierzch
Alešovi Debeljakowi
Powoli zapada zmierzch.
Dzisiaj, akurat, dzień
trząsł się od mrozu.
Zjeżdżałem wzdłuż
mapy w dół, aż jestem,
wreszcie jestem tu.
Żadnego ruchu. Cisza.
Pluszcze fala. W kanałach
zatrzymana cała – jak z
fotografii – grupka
Koreanek. Ja – ślepy ich
przewodnik i niemy
kochanek.
Pieszczę je, kiedy
nasycona wątroba
pęcznieje w winie,
za oknem krążą
mewy i jakaś
folderowa pieśń
po wodzie płynie.
Kiedy zdają sobie
relacje z nocnej
eskapady, łapię
na sobie oddech
gondoliera, jego
śmiech i zwodzenie:
„Osiemdziesiątkę za cały dzień?
To mało, jak cholera.”
Tak to się dzieje. A
one wpływają w
coraz dziksze kanały,
gdzie wiosło zostawione
stoi jak boja w porcie,
gdzie wodny szczur
łapkami w lepkiej
mazi przebiera, a
pod balkonami, z których
zsuwa się tłustymi
kroplami niebo,
jakiś szczegół, rytm
wspomnień obraz
brzóz na łące;
„coraz więcej śmierci
w każdej z nich się zbiera.”