Polska poezja w sieci

Serwis polska-poezja.pl jest finansowany ze środków Fundacji im. Maurycego Mochnackiego

Mecenas portalu Polska-poezja.pl

Facebook ikona Youtube ikona

 

Polska poezja na naszej stronie i w serwisie Youtube czytana przez najlepszych polskich aktorów

Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz, Księga piąta, Kłótnia (fragment, "Zosia w porannym stroju...")

 

Zosia w porannym stroju i z głową odkrytą

Stała, trzymając w ręku podniesione sito,

Do nóg jej biegło ptastwo; stąd kury szurpate

Toczą się kłębkiem, stamtąd kogutki czubate,

Wstrząsając koralowe na głowach szyszaki

I wiosłując skrzydłami przez bruzdy i krzaki,

Szeroko wyciągają ostrożaste pięty;

Za nimi z wolna indyk sunie się odęty,

Sarkając na gderanie swej krzykliwej żony;

Owdzie pawie jak tratwy długimi ogony

Sterują się po łące, a gdzieniegdzie z góry

Upada jak kiść śniegu gołąb srebrnopióry.

W pośrodku zielonego okręgu murawy

Ściska się okrąg ptastwa krzykliwy, ruchawy,

Opasany gołębi sznurem na kształt wstęgi

Białej, środkiem pstrokaty w gwiazdy, w cętki, w pręgi.

Tu dzioby bursztynowe, tam czubki z korali

Wznoszą się z gęstwi pierza jak ryby spod fali.

Wysuwają się szyje i w ruchach łagodnych

Chwieją się ciągle na kształt tulipanów wodnych;

Tysiące oczu jak gwiazd błyskają ku Zosi.

 

Ona w środku wysoko nad ptastwem się wznosi,

Sama biała i w długą bieliznę ubrana,

Kręci się jak bijąca śród kwiatów fontanna;

Czerpie z sita i sypie na skrzydła i głowy

Ręką jak perły białą gęsty grad perłowy

Krup jęczmiennych: to ziarno, godne pańskich stołów,

Robi się dla zaprawy litewskich rosołów;

Zosia je wykradając z szafek ochmistrzyni

Dla swego drobiu, szkodę w gospodarstwie czyni.

 

Usłyszała wołanie: «Zosiu!» To głos cioci!

Sypnęła razem ptastwu ostatek łakoci,

A sama kręcąc sito, jako tanecznica

Bębenek, i w takt bijąc, swawolna dziewica

Jęła skakać przez pawie, gołębie i kury:

Zmieszane ptastwo tłumnie furknęło do góry.

Zosia, stopami ledwie dotykając ziemi,

Zdawała się najwyżej bujać między niemi;

Przodem gołębie białe, które w biegu płoszy,

Leciały jak przed wozem bogini rozkoszy.

 

Zosia przez okno z krzykiem do alkowy wpadła

I na kolanach ciotki zadyszana siadła;

Telimena, całując i głaszcząc pod brodę,

Z radością zważa dziecka żywość i urodę

(Bo prawdziwie kochała swą wychowanicę).

Ale znowu poważnie nastroiła lice,

Wstała i przechodząc się wszerz i wzdłuż alkowy,

Dzierżąc palec przy ustach, tymi rzekła słowy:

 

«Kochana Zosiu, już też całkiem zapominasz

I na stan, i na wiek twój; wszak to dziś zaczynasz

Rok czternasty. Czas rzucić indyki i kurki,

Fi! to godna zabawka dygnitarskiej córki!

I z umurzaną dziatwą chłopską już do woli

Napieściłaś się! Zosiu! patrząc, serce boli;

Opaliłaś okropnie płeć, czysta Cyganka,

A chodzisz i ruszasz się jak parafijanka.

Już ja temu wszystkiemu na przyszłość zaradzę,

Od dziś zacznę, dziś ciebie na świat wyprowadzę,

Do salonu, do gości – gości mamy siła,

Patrzajżeż, ażebyś mnie wstydu nie zrobiła».

 

Zosia skoczyła z miejsca i klasnęła w dłonie,

I ciotce zawisnąwszy oburącz na łonie,

Płakała i śmiała się na przemian z radości.

«Ach, Ciociu! już tak dawno nie widziałam gości;

Od czasu jak tu żyję z kury i indyki,

Jeden gość, co widziałam, to był gołąb dziki;

Już mi troszeczkę nudno tak siedzieć w alkowie,

Pan Sędzia nawet mówi, że to źle na zdrowie».

 

«Sędzia, przerwała ciotka, ciągle mi dokuczał,

Żeby cię na świat wywieść, ciągle pod nos mruczał,

Że już jesteś dorosła; sam nie wie, co plecie,

Dziaduś, nigdy na wielkim nie bywały świecie.

Ja wiem lepiej, jak długo trzeba się sposobić

Panience, by wyszedłszy na świat, efekt zrobić.

Wiedz, Zosiu, że kto rośnie na widoku ludzi,

Choć piękny, choć rozumny, efektów nie wzbudzi,

Gdy go wszyscy przywykną widzieć od maleńka.

Lecz niechaj ukształcona, dorosła panienka

Nagle ni stąd, ni zowąd przed światem zabłyśnie,

Wtenczas każdy się do niej przez ciekawość ciśnie,

Wszystkie jej ruchy, rzuty oczu jej uważa,

Słowa jej podsłuchiwa i drugim powtarza;

A kiedy wejdzie w modę raz młoda osoba,

Każdy ją chwalić musi, choć i nie podoba.

Znaleźć się, spodziewam się, że umiesz; w stolicy

Urosłaś. Choć dwa lata mieszkasz w okolicy,

Nie zapomniałaś jeszcze całkiem Peterburka.

No, Zosiu, toaletę rób, dostań tam z biurka,

Nagotowane znajdziesz wszystko do ubrania.

Spiesz się, bo lada chwila wrócą z polowania».

 

Wezwano pokojowę i służącą dziewkę;

W naczynie srebrne wody wylano konewkę,

Zosia jak wróbel w piasku trzepioce się, myje

Z pomocą sługi ręce, oblicze i szyję.

Telimena otwiera petersburskie składy,

Dobywa flaszki perfum, słoiki pomady,

Pokrapia Zosię wkoło wyborną perfumą

(Woń napełniła izbę), włos namaszcza gumą.

Zosia kładnie pończoszki białe, ażurowe,

I trzewiki warszawskie białe, atłasowe;

Tymczasem pokojowa sznurowała stanik,

Potem rzuciła na gors pannie pudermanik;

Zaczęto przypieczone zbierać papiloty,

Pukle, że nazbyt krótkie, uwito w dwa sploty,

Zostawując na czole i skroniach włos gładki;

Pokojowa zaś świeżo zebrane bławatki

Uwiązawszy w plecionkę daje Telimenie;

Ta ją do głowy Zosi przyszpila uczenie,

Z prawej strony na lewo: kwiat od bladych włosów

Odbijał bardzo pięknie, jak od zboża kłosów!

Zdjęto puderman, całe ubranie gotowe.

Zosia białą sukienkę wrzuciła przez głowę,

Chusteczkę batystową białą w ręku zwija

I tak cała wygląda biała jak lilija.

 

Poprawiwszy raz jeszcze i włosów, i stroju,

Kazano jej wzdłuż i wszerz przejść się po pokoju;

Telimena uważa znawczyni oczyma,

Musztruje siostrzenicę, gniewa się i zżyma;

Aż na dygnienie Zosi krzyknęła z rozpaczy:

«Ja nieszczęśliwa! Zosiu, widzisz, co to znaczy

Żyć z gęśmi, z pastuchami! tak nogi rozszerzasz

Jak chłopiec, okiem w prawo i w lewo uderzasz,

Czysta rozwódka! – dygnij, patrz, jaka niezwinna!»

«Ach, Ciociu, rzekła smutnie Zosia, coż ja winna,

Ciotka mnie zamykała; nie było z kim tańczyć,

Lubiłam z nudy ptastwo paść i dzieci niańczyć;

Ale poczekaj, Ciociu, niech no się pobawię

Trochę z ludźmi, obaczysz, jak się ja poprawię».

 

«Już, rzekła ciotka, z dwojga złego lepiej z ptastwem

Niż z tym, co u nas dotąd gościło, plugastwem;

Przypomnij tylko sobie, kto tu u nas bywał:

Pleban, co pacierz mruczał lub w warcaby grywał,

I palestra z fajkami! to mi kawalery!

Nabrałabyś się od nich pięknej manijery.

Teraz to pokazać się jest przynajmniej komu,

Mamy przecież uczciwe towarzystwo w domu.

Uważaj dobrze, Zosiu, jest tu Hrabia młody,

Pan, dobrze wychowany, krewny Wojewody,

Pamiętaj być mu grzeczną».

Kontakt

Email: fundacja@mochnacki.org

Adres korespondencyjny:
Fundacja im. Maurycego Mochnackiego
ul. Dunajewskiego 6, 31-133 Kraków, tel: 12 422 13 75

O Portalu

Portal polska-poezja.pl jest realizowany przez Fundację imienia Maurycego Mochnackiego. Celem projektu jest przypomnienie wybitnych tekstów poetyckich...
więcej...

Copyrigth © polska-pozja.pl 2015, projekt i wykonanie Studio graficzne Kraków